I tak na początek chcę nadrobić dwie książki z końca ubiegłego roku, czyli Sławomir Koper i jego „Wielcy szpiedzy w PRL” oraz „Stracone pokolenie PRL”. Mimo, że są świeżutkie, to znając autora lada moment pojawi się kolejny tytuł i kolejny i następny , i potem już będzie za dużo tego nadrabiania. Tym bardziej, że ‘szpiegów’ to już zaczęłam czytać, jeszcze w październiku, ale dotarłam tylko do 70 strony, bo potem pojawiło się mnóstwo pilniejszych tytułów, a i czas jakoś dziwnie się skurczył.
Pozostając w temacie PRL, mam jeszcze „Celebrytów z tamtych lat”, nabyta jakoś w październiku, miałam czytać od razu, ale też nie zdążyłam. A teraz nadrabiam „Ćwiartka raz” Karoliny Korwin – Piotrowskiej, to mam w ebooku, bo kobyła okropna, ponad 800 stron i ciężko by ją było utrzymać w ręce, znaczy nieporęczna bardzo. Ale lektura świetna!Chciałabym też przeczytać ze dwie książki Philippy Gregory, mojej ulubionej i kilka kryminałów Christie, bo obie autorki dawkuję sobie odpowiednio, ale ostatnio mi kiepsko szło ich czytanie.
Tak na dobrą sprawę to jak widać nie ma tego dużo. Raptem dziewięć tytułów plus Christie, która jak wiadomo nie rozpisywała się i raczej jej książki są dość krótkie. Teoretycznie powinnam plan wykonać, wychodzi jeden tytuł na miesiąc. Ale dołóżmy jeszcze ebooki. Korwin Piotrowską policzyłam już wcześniej, ale ebooków mam całkiem sporo, jednak zasadniczo zależy mi na przeczytaniu dwóch „Zimy świata” i „Krawędzi wieczności”, czyli drugiego i trzeciego tomu trylogii Stulecie Kena Folletta. Każda z nich ma po tysiąc stron, więc stąd to ograniczenie. Ale jak przeczytam te dwie to nie będę sobie żałować kolejnych. Ebooków mam całkiem sporo do przeczytania, ale skupiać się będę przede wszystkim na tych związanych z minimalizmem, bo jak pisałam TUTAJ kilka tytułów wpadło mi w oko.
A co do papierowych egzemplarzy, niewiele zaległości mi pozostało. To znaczy dla mnie to i tak dużo, bo chciałabym być na bieżąco, ale w porównaniu z większością blogerów to naprawdę mam mało. Przed chwilą policzyłam i zostało mi raptem 27 książek plus 21 książek Agathy Christie, czyli 48 tytułów. Ktoś powie, że 48 to nie tak mało, ale weźcie pod uwagę, że Agatha jak wspominałam to takie książeczki po 200 stron, jakbym miała wenę to w miesiąc przeczytam, no może w dwa. Natomiast te 27 pozostałych to wyzwanie, bo to raczej grubaśne rzeczy – Gregory, Jasienica, Thorwald, cienkich lektur nie tworzyli. Ale dam radę. Nowości za wiele nie czytam, to starocie mogę nadrabiać. 
