Przeczytałam dziwną książkę. Wiem, nie powinnam być zaskoczona, bo większość noblistów w kategorii literatury pisze książki nieprzystające do tytułów, z którymi mamy na co dzień do czynienia, a jednak. Czytając powieść ubiegłorocznego laureata nagrody Nobla Mo Yana „Kraina wódki” miałam wrażenie, jakbym sama była lekko odurzona. Autor stworzył historię tak nierealną, nieoczywistą, nierzeczywistą, znajdującą się poza wszystkim co znamy i co nas otacza.
Ciężko powiedzieć o czym tak naprawdę „Kraina wódki” opowiada. Książka jest w formie wymiany listów pomiędzy autorem Mo Yan, czy też jego alter ego i młodym pisarzem, który przesyła autorowi swoje teksty, opowiadania, nowele. Historie te jednak są tak nieprawdopodobne, że trudno zorientować się co jest lub może być prawdą, rzeczywistością, a co jest kompletnie nierealne. Przede wszystkim nie jest to książka dla osób wrażliwych. Pełno tutaj opisów o pieczeniu dzieci, kanibalizmie, mnóstwo seksu, przemocy, nie zabraknie potraw, od opisu których może się zrobić niedobrze.
Czy polecam tę książkę? Nie da się jednoznacznie określić. Sama czytałam ją przez kilkanaście dni. Nie jest to ani łatwa literatura, ani prosta w odbiorze, ani też powiedzmy wprost nie dla każdego. „Kraina wódki” to powieść, którą należy czytać powoli, z rozmysłem, nie na siłę. Odkładałam ją kilka razy, by później do niej wrócić. Momentami męczyłam się jej lekturą, czasami wkurzałam, irytowałam, ale Mo Yan zbudował na tyle ciekawą historię, że mimowolnie powracałam do niej, by dowiedzieć się, sprawdzić co będzie dalej, czym mnie jeszcze zaskoczy, czy w ogóle uda mu się mnie jeszcze bardziej zaskoczyć, zniesmaczyć, zaciekawić lub odrzucić. „Kraina wódki” to książka dla osób lubiących niebanalność, mających poczucie humoru, ciekawych świata, chcących odkrywać nowe rewiry naszego globu, ale i literatury, zabawy konwencją, formą, wkraczających na nieznane tereny.
